Tygodnik Gospodarczy 43/2025, 30 października 2025
Opublikowano: 30/10/2025
Spis treści:
557 wynosi liczba jednostek „floty cieni” objętych do tej pory sankcjami UE
o ok. 20 proc. niższe były dochody Rosji z eksportu surowców energetycznych w okresie I-IX 2025 r. w stosunku do analogicznego okresu 2024 r.
1 proc. wyniesie wzrost gospodarczy w Rosji w 2025 r. – wg prognoz MFW
Administracja Donalda Trumpa zdecydowała o objęciu sankcjami dwóch najważniejszych rosyjskich koncernów naftowych: Rosnieftu i Łukoila, wkrótce po tym, jak restrykcje wobec tych przedsiębiorstw ogłosiła Wielka Brytania. Firmy te odpowiadają za ok. 3/4 rosyjskiego wydobycia i eksportu ropy naftowej. Amerykańskie sankcje sprawiają, że, po pierwsze, z Rosnieftem i Łukoilem nie będą mogły współpracować instytucje, przedsiębiorstwa i osoby prywatne z USA. Po drugie, sankcje wtórne mogą objąć także instytucje finansowe i przedsiębiorstwa z krajów trzecich, które będą współpracować z koncernami objętymi restrykcjami.
Nowe amerykańskie sankcje okażą się bolesne dla rosyjskiej gospodarki pod warunkiem, że administracja USA będzie zdeterminowana do ich przestrzegania oraz wdrażania restrykcji wobec podmiotów, które nie będą się do nich stosowały. Kluczem do realnego uderzenia w rosyjskie dochody jest egzekwowanie sankcji także wobec podmiotów z krajów trzecich, które będą starały się obchodzić restrykcje. Są to pierwsze sankcje na Rosję ogłoszone w trakcie obecnej kadencji Donalda Trumpa. W czasie swojej pierwszej kadencji prezydenckiej w latach 2017-2021 Donald Trump chętnie sięgał po tego typu instrumenty. Nakładano wówczas szerokie sankcje wymierzone m.in. w Chiny, Rosję i Iran.
Dzień po ogłoszeniu amerykańskich restrykcji swój 19. pakiet sankcyjny ogłosiła także Unia Europejska. Ma on na celu przede wszystkim uszczelnienie dotychczasowych restrykcji i jest głównie wymierzony w kluczowy dla rosyjskiego budżetu sektor energetyczny. Nowe sankcje obejmują m.in.: zakaz importu rosyjskiego skroplonego gazu (LNG) od 2027 r., sankcje na Gazpromnieft i Rosnieft czy restrykcje wobec kolejnych 117 statków tzw. „floty cieni”. Działania te pozostają w zgodzie z planami REPowerEU, które zakładają całkowite odejście UE od importu surowców energetycznych z Rosji.
Kolejne sankcje są dotkliwe, bowiem rosyjska gospodarka znajduje obecnie w okresie spowolnienia gospodarczego. Prognozowany wzrost gospodarczy w 2025 r. wyniesie, wg MFW, 1 proc, a w 2026 r. – 1,3 proc. Równocześnie, w związku z wojną, wydatki budżetowe rosną szybciej niż przychody, co skutkuje rekordowym deficytem budżetu, mimo że Kreml zdecydował się na podwyższenie podatków. Sankcje przyczynią się do obniżenia cenowych przewag rosyjskich surowców i w efekcie zmniejszenia kluczowego kanału wpływów do budżetu Rosji, a także utrudnią realizację wielu projektów wydobywczych, w które zaangażowane są objęte sankcjami podmioty (m.in. projektów Łukoilu w Afryce i na Bliskim Wschodzie). W dłuższej perspektywie duże znaczenie będzie miało odejście państw UE od rosyjskiego gazu, którego eksport nie jest łatwy do przekierowania – w dziewięciu miesiącach 2025 r. wartość gazu importowanego z Rosji do UE rurociągami i jako LPG była ponad 3-krotnie większa niż bezpośredni import ropy naftowej z Rosji.
Sankcje mogą wywołać także trudności u odbiorców rosyjskich surowców. Obecnie ich głównymi nabywcami stały się Chiny, Indie i Turcja. Przykładowo, objęty sankcjami Rosnieft dostarcza surowiec m.in. ropociągiem do Chin. Indie i Turcja czerpią z kolei zyski z przetwarzania rosyjskiej ropy i jej reeksportu. W UE rosyjska ropa trafia przede wszystkim na Słowację i Węgry. Odbiorcami LNG są np. Belgia, Francja i Hiszpania. Od nich gaz pośrednio trafia również do innych odbiorców w Europie (m.in. do Niemiec). Koncerny objęte sankcjami wciąż posiadają swoje aktywa w państwach UE, m.in. rafinerie, stacje paliw. Sankcje spowodowały, że Łukoil podjął decyzję o sprzedaży swoich aktywów zagranicznych (m.in. rafinerii w Bułgarii i w Rumunii).

(Jan Strzelecki)
75,8 proc. wyniosła średnia stopa zatrudnienia osób w wieku 20-64 lata w UE w 2024 r.
o 5,7 pkt. proc. wzrósł wskaźnik zatrudnienia osób w wieku 20-64 lata w UE w latach 2016-2024
o 1,9 pkt. proc. spadł współczynnik zmienności wskaźnika zatrudnienia wśród regionów UE w latach 2016-2024
W 2024 r. średnia stopa zatrudnienia w Unii Europejskiej osiągnęła rekordowy poziom 75,8 proc., utrzymując trend wzrostowy obserwowany po pandemii od 2022 r. Jednocześnie dane ujawniają wyraźne zróżnicowanie regionalne – rynek pracy w UE jest nadal podzielony na regiony wysokiego i niskiego zatrudnienia. Niemal połowa regionów NUTS 2 (46,5 proc.) osiągnęła cel zatrudnienia na poziomie 78 proc., określony w Planie działania Europejskiego filaru praw socjalnych – dokumencie przyjętym w 2017 r., który ustanowił 20 kluczowych zasad dotyczących zatrudnienia, ochrony socjalnej i równych szans w UE. Jednocześnie druga połowa regionów wciąż pozostaje poniżej tego progu, co uwidacznia trwałe różnice w sytuacji na rynkach pracy między poszczególnymi częściami Unii.
Region warszawski stołeczny jest drugim w UE pod względem wskaźnika zatrudnienia w grupie wiekowej 20-64 lata, który w 2024 r. wyniósł 86,2 proc. Nieznacznie lepszy wynik odnotowano jedynie na fińskich Wyspach Alandzkich (86,4 proc.). Na przeciwnym biegunie znajdują się regiony peryferyjne i strukturalnie opóźnione gospodarczo, zwłaszcza w południowej Europie – np. we włoskiej Kalabrii wskaźnik zatrudnienia wyniósł zaledwie 48,5 proc., a podobnie niskie wartości odnotowano w Kampanii (49,4 proc.) i na Sycylii (50,7 proc.). Różnica między regionem o najwyższej i najniższej stopie zatrudnienia przekracza zatem 37 pkt. proc., co obrazuje skalę nierówności regionalnych na unijnym rynku pracy.
W latach 2016-2024 wskaźnik zatrudnienia w UE wzrósł o 5,7 pkt. proc. Największe tempo wzrostu odnotowano w regionach Grecji, w których, po głębokim spadku zatrudnienia w poprzedniej dekadzie, nastąpiło silne odbicie – przykładowo w regionie Grecja zachodnia wskaźnik wzrósł aż o 15,8 pkt. proc. (z 51,0 proc. do 66,8 proc.). W Polsce największy wzrost zanotowano w regionie zachodniopomorskim (o 12,8 pkt. proc. z 64,8 proc. do 77,6 proc.). Wartość wskaźnika spadła znacząco jedynie w północno- wschodnim regionie Rumunii – aż o 5,3 pkt. proc., głównie na skutek gwałtownego załamania w 2021 r., gdy pandemia COVID-19 szczególnie silnie uderzyła w lokalną gospodarkę i rynek pracy.
W ostatnich ośmiu latach różnice w poziomie zatrudnienia między regionami UE oraz wewnątrz państw stopniowo się zmniejszają. Świadczy o tym spadek wartości odchylenia standardowego logarytmu wskaźnika zatrudnienia z 0,13 w 2016 r. do 0,10 w 2024 r. Zmniejszenie σ o 0,03 pkt. w ciągu ośmiu lat oznacza umiarkowaną konwergencję regionalną. Zjawisko to potwierdza również spadek współczynnika zmienności wskaźnika zatrudnienia między regionami UE o 1,9 pkt. proc. oraz wewnątrz wszystkich państw członkowskich – najsilniej w Hiszpanii (-3,4 pkt. proc.).
W literaturze dotyczącej rynku pracy coraz częściej podkreśla się istnienie efektów rozlewania się (spillover effects), co oznacza, że zmiany poziomu zatrudnienia w jednym regionie wpływają również na sytuację w regionach sąsiednich. Jak pokazują badania Chocholatej i Furkovej (2023), w UE efekty te są szczególnie silne w regionach o niższym poziomie rozwoju, w których aż połowa całkowitego wpływu na zatrudnienie wynika z oddziaływań zewnętrznych. Spillovery były widoczne do czwartego rzędu sąsiedztwa, co oznacza, że oddziaływania sięgają dalej niż tylko bezpośrednich sąsiadów. Wyniki te sugerują, że różnice w zatrudnieniu między regionami nie wynikają wyłącznie z ich wewnętrznych uwarunkowań gospodarczych, lecz także z przestrzennych powiązań między nimi.

(Dominika Prudło)
5,0 proc. wynosi luz na rynku pracy w Polsce
11,7 proc. wynosi średni poziom luzu w UE
Luz na rynku pracy w Polsce wynosi 5,0 proc. i jest to najniższy wynik w całej Unii Europejskiej. Dla porównania, średnia dla UE wynosi 11,7 proc., co odpowiada 26,7 mln osób w wieku 15-74 lata, których potencjał pracy pozostaje niewykorzystany.
„Luz na rynku pracy” (labour market slack) oznacza niewykorzystany potencjał pracy. Wskaźnik obejmuje cztery grupy: osoby bezrobotne, pracujące w niepełnym wymiarze czasu pracy, które chcą i mogą pracować więcej, a także osoby dostępne do pracy, lecz jej nieposzukujące lub poszukujące, ale chwilowo niedostępne. W praktyce pokazuje to, jak duża część populacji mogłaby pracować więcej lub w ogóle podjąć zatrudnienie. Im niższy poziom luzu, tym rynek pracy jest bardziej napięty, a w Polsce ten bufor jest obecnie wyjątkowo mały.
UE systematycznie zmniejsza niewykorzystany potencjał pracy, ale różnice między krajami pozostają duże. Luz w Unii spadł z 18,6 proc. w 2015 r. do 11,7 proc. w 2024 r. W Polsce odnotowano spadek z 13,1 proc. do 5,0 proc. Skrajności wspólnoty ilustrują: Hiszpania (19,3 proc.), Finlandia (17,9 proc.) i Szwecja (17,8 proc.) po stronie najwyższych wartości oraz Polska (5,0 proc.), Malta (5,1 proc.) i Słowenia z Węgrami (po 6,3 proc.) po stronie najniższych.
Wśród osób młodych (15-24 lata) luz na rynku pracy jest z reguły wyższy niż w pozostałych grupach. W Polsce w 2024 r. wyniósł on 16,6 proc., czyli mniej niż kilka lat temu (17,5 proc. w 2021 r.) i znacznie poniżej średniej unijnej, wynoszącej 28 proc. Wynik ten nadal trzykrotnie przewyższa ogólny poziom luzu. Młodzi częściej zmieniają pracę, uczą się lub łączą edukację z zatrudnieniem, co częściowo tłumaczy wyższy wskaźnik. W Polsce jest to trudniejsze niż w krajach zachodnich, bo praca w niepełnym wymiarze czasu pracy wciąż nie jest powszechna. Najwyższy poziom luzu wśród młodych notuje Szwecja – aż 50,1 proc., a najniższy Czechy (14,1 proc.) i Niemcy (14,2 proc.).
Coraz mniejsze rezerwy pracy. W 2024 r. tylko 0,2 proc. rozszerzonej siły roboczej w Polsce stanowiły osoby poszukujące pracy, ale chwilowo niedostępne, a 1,1 proc. – osoby dostępne, lecz nieposzukujące zatrudnienia. Największy udział w luzach mają więc bezrobotni i niepełnozatrudnieni. Dla porównania, w całej UE odsetek osób dostępnych, ale nieposzukujących pracy wynosi 2,7 proc., czyli ponad dwukrotnie więcej niż w Polsce.
Tak niskie wartości pokazują, że polski rynek pracy wykorzystuje swoje zasoby niemal w pełni. Wskaźnik bezrobocia rejestrowanego jest zbliżony do naturalnej stopy bezrobocia, a ukryte rezerwy – np. bierni zawodowo z powodów opiekuńczych lub zdrowotnych – są trudne do szybkiego uruchomienia. Obecnie, w okresie wychodzenia z gospodarczego spowolnienia, pewne ochłodzenie na rynku pracy nie stanowi problemu. Jednak wraz z ożywieniem koniunktury i przyspieszeniem aktywności gospodarczej sytuacja może się szybko odwrócić. Wkrótce to niedobory pracowników, a nie brak miejsc pracy, mogą ponownie stać się jednym z głównych wyzwań dla firm i całego rynku pracy.

(Sebastian Sajnóg)
1843 PJ (ok. 512 TWh) wyniosło zużycie energii przez przemysł chemiczny i petrochemiczny w UE w 2023 r.
54 mln t CO₂e wyemitował unijny przemysł chemiczny objęty systemem EU ETS w 2024 r.
4,8 mln t CO₂e wyemitował polski przemysł chemiczny objęty systemem EU ETS w 2024 r.
Sektor chemiczny zużywa najwięcej energii spośród wszystkich gałęzi przemysłu i zajmuje globalnie 3. miejsce pod względem emisji CO₂. W 2023 r. przemysł chemiczny i petrochemiczny był największym przemysłowym konsumentem energii w UE. Jego zużycie energii wyniosło 1843 PJ (ok. 512 TWh), co stanowiło 21,5 proc. całkowitego końcowego zużycia energii w przemyśle UE (Eurostat). Jak wskazuje Międzynarodowa Agencja Energetyczna, około połowa energii zużywanej przez podsektor chemiczny jest zużywana jako surowiec.
W latach 2015-2021 w Polsce zaobserwowano nieznaczny spadek emisyjności sektora przy stabilizacji produkcji raportowanej przez GUS, co wskazuje na stopniową dekarbonizację sektora w tym okresie. Od początku kryzysu energetycznego w 2022 r. produkcję w branży chemicznej charakteryzował trend spadkowy. Całkowita produkcja przemysłu chemicznego w 2023 r. wyniosła nieco ponad 19 mln t wobec niemal 25 mln t w rekordowym analizowanym okresie 2021 r. Jak wynika z danych Europejskiej Agencji Środowiska, w tym samym czasie emisje sektora chemicznego w Polsce spadły z 6,9 mln t CO₂e w 2021 r. do 4,3 mln t CO₂e w 2023 r. Wynika to przede wszystkim ze spadku produkcji w sektorze chemicznym. Rok później polski sektor chemiczny wyemitował 4,8 mln t CO₂e. Dane EAŚ wskazują także na podobieństwo krzywej trendu emisji CO₂e objętych systemem EU ETS z sektora chemicznego w całej UE-27. Po stabilizacji wielkości emisji w latach 2015-2021 na poziomie ok. 70 mln t CO₂e, w latach 2022-2023 nastąpił spadek do poziomu 54 mln t CO₂e, a następnie w 2024 r. nieznaczne odbicie do poziomu 58 mln t CO₂e.
Podobnie wygląda także struktura emisji w Polsce i w UE. Za 56 proc. emisji odpowiadały chemikalia podstawowe, za kolejne 25 proc. – amoniak. Emisje CO₂e ze wszystkich pozostałych chemikaliów stanowiły zaledwie nieco ponad 18 proc. emisji przemysłu chemicznego raportowanego w ramach systemu EU ETS (EAŚ). W skali UE, spośród ponad 58 mln t wyemitowanego w sektorze chemicznym CO₂e, za 51 proc. odpowiedzialna była produkcja chemikaliów podstawowych, zaś amoniak za 23 proc.
Podobny kształt trajektorii zmian emisyjności sektora chemicznego objętego systemem EU ETS w Polsce i w całej UE wskazuje na systemowy charakter wyzwania dekarbonizacji tego sektora oraz jego skalę. Kluczowymi technologiami dekarbonizacji produkcji chemikaliów podstawowych są: wodór elektrolityczny; wychwyt i magazynowanie dwutlenku węgla (CCS); bezpośrednia elektryfikacja (MAE). Agencja wskazuje także na konieczność zwiększenia recyklingu tworzyw sztucznych i bardziej efektywne wykorzystanie nawozów jako istotne z punktu widzenia obniżania emisji sektora. Dodatkowym wyzwaniem dla polskiego sektora chemicznego jest także wysoka emisyjność sektora elektroenergetycznego (ARE), co wywiera presję wzrostową na ceny energii elektrycznej dla przemysłu. Stopniowy spadek intensywności węglowej miksu energetycznego będzie zmniejszać ślad węglowy w zakresie drugim i w konsekwencji może poprawić zdolności finansowania projektów dekarbonizacyjnych w sektorze chemicznym.

(Krzysztof Krawiec)
o ponad 5 proc. wzrosły r/r wydatki cudzoziemców (nierezydentów), którzy przybyli do Polski w 2024 r.
1,8 mln Niemców skorzystało z bazy noclegowej w Polsce w 2024 r.
blisko 47 mld PLN wydali zagraniczni turyści w Polsce w 2024 r.
aż 72 proc. cudzoziemców przekraczających lądową granicę Polski pochodziło z miejscowości położonych do 50 km od granicy
Choć liczba cudzoziemców odwiedzających Polskę w 2024 r. spadła r/r o 0,6 proc., to ich wydatki wzrosły o ponad 5 proc. – wynika z najnowszych danych GUS. To sygnał, że pobyty cudzoziemców (nierezydentów) mogą być coraz dłuższe, a ich wydatki mogą obejmować także zakwaterowanie i wyżywienie. W 2024 r. w turystycznych obiektach noclegowych w Polsce przebywało 7,9 mln turystów zagranicznych, którzy stanowili ponad 20 proc. ogółu turystów korzystających z bazy noclegowej (w 2023 r. było to 19,5 proc.). W tej ogólnej liczbie turystów zagranicznych najliczniejszą grupę stanowili turyści z Niemiec (ok. 23 proc.), Ukrainy (ponad 11 proc.), Wielkiej Brytanii (niecałe 9 proc.), USA (7 proc.) oraz Czech (powyżej 5 proc.).
W 2024 r. cudzoziemcy zostawili w Polsce 46,6 mld PLN, podczas gdy Polacy wydali za granicą 31,1 mld PLN. Polska w 2024 r. zyskała 15,5 mld PLN na bilansie turystycznym, głównie w efekcie zakupów towarów i usług przez naszych najbliższych sąsiadów, zwłaszcza z Niemiec i Ukrainy. Zakupy były dominującym celem wizyt cudzoziemców przekraczających lądową granicę Polski w 2024 r. (66,5 proc. wskazań). Na granicach wewnętrznych UE (np. z Niemcami, Czechami, Słowacją) odsetek ten był jeszcze wyższy – 70 proc. Na granicach zewnętrznych UE (Ukraina, Białoruś, Rosja) zakupy stanowiły 46,5 proc. celów wizyt. Ponad 72 proc. cudzoziemców mieszkających za granicą, którzy przekraczali lądową granicę Polski, pochodziło z miejscowości położonych do 50 km od granicy. Blisko 83 proc. cudzoziemców dokonywało zakupów w Polsce w odległości do 50 km od granicy.
Średnie wydatki cudzoziemca, który przebywał w naszym kraju tylko 1 dzień, kształtowały się na poziomie 348 PLN (łącznie dla przekraczających wszystkie rodzaje granic). Przeciętne wydatki cudzoziemca, którego pobyt przekraczał 1 dzień wyniosły 1197 PLN i były ponad 3-krotnie większe niż wydatki osoby niekorzystającej z noclegu. W przypadku podróży jednodniowych zdecydowaną większość swoich wydatków cudzoziemcy przeznaczali na zakup różnego rodzaju towarów (90 proc.), w przypadku podróży z co najmniej jednym noclegiem – ponad połowa wydatków nadal przypada na zakup towarów, ale 43 proc. przeznaczono na usługi.
Polska ciągle pozostaje atrakcyjnym celem zakupowym dla cudzoziemców, szczególnie z krajów sąsiednich. W ramach małego ruchu granicznego zakupy w pasie do 50 km od granicy generują obroty mające znaczenie dla lokalnych gospodarek przygranicznych. Jednak w perspektywie całej gospodarki ważne są rosnące wydatki cudzoziemców przyjeżdżających na dłużej, bo one świadczą o potencjale rozwoju usług turystycznych i biznesowych w Polsce. Wprawdzie polscy turyści więcej pieniędzy zostawiają za granicą niż w kraju, ale ich średnie wydatki na osobę, która przekroczyła granicę w 2024 r. (494 PLN) były i tak niższe niż te, które zostawili w Polsce zagraniczni turyści (585 PLN).

(Katarzyna Zybertowicz)
14 proc. wynosi odsetek pracowników w UE, którzy mieli monitorowaną aktywność w internecie w miejscu pracy
27 proc. wynosi odsetek pracowników w Polsce, których harmonogram pracy jest ustalany automatycznie przez systemy algorytmiczne
37 proc. wynosi odsetek pracowników w UE, których godziny pracy są monitorowane cyfrowo
Harmonogram pracy 24 proc. pracowników i pracowniczek w UE jest ustalany automatycznie przez systemy algorytmiczne. Z kolei 1 na 5 pracowników ma automatycznie przydzielane zadania. To wyniki badania przeprowadzonego na ponad 70 tys. respondentów z 27 krajów UE.
W Polsce 27 proc. pracowników ma harmonogram pracy ustalany automatycznie przez systemy algorytmiczne, a 40 proc. dotyczy automatyczne przydzielanie zadań. W obydwu tych kategoriach Polscy pracownicy znajdują się w czołówce UE obok m.in. Finlandii, Hiszpanii czy Irlandii. Wśród krajów, w których pracownicy w najmniejszym stopniu mieli automatycznie ustalany harmonogram oraz automatycznie przydzielane zadania znajdują się: Grecja, Bułgaria czy Estonia. Jeśli chodzi o inne wskaźniki algorytmicznego zarządzania, które relatywnie często były wskazywane przez badanych w całej UE, pojawiły się również formy zautomatyzowanego nagradzania (13 proc.), zautomatyzowanego oceniania (12 proc. wskazań) oraz zautomatyzowane instrukcje dotyczące wykonywania swojej pracy (10 proc.).
37 proc. pracowników w UE ma monitorowane cyfrowo godziny pracy, 36 proc. pracowników korzysta z kart dostępu śledzących wejścia/wyjścia i/lub przemieszczanie się pracowników, 14 proc. miało monitorowaną aktywność w internecie, a taki sam odsetek był monitorowany przez kamery przemysłowe w miejscu pracy. Monitorowanie połączeń i emaili było doświadczeniem 12 proc. pracowników. Najwyższy odsetek monitorowania godzin pracy został odnotowany wśród pracowników w Słowenii i Hiszpanii (odpowiednio 57 proc. i 54 proc.). W korzystaniu z kart wejście/wyjście prym wiodły Słowacja (57 proc.), Czechy (57 proc.) i Słowenia (54 proc.). Monitorowania użytkowania internetu najczęściej doświadczają pracownicy z Czech, Polski, Rumunii, Malty i Luksemburga (w przedziale od 22 proc. do 25 proc.). Najniższy poziom monitoringu cyfrowego w podanych powyżej kategoriach był odnotowany przez pracowników z krajów Europy Północnej i Centralnej (m.in. w Szwecji, Holandii, Niemczech, Danii, Węgrzech) oraz z Grecji.
Pracownicy „w pełni splatformizowani” (tzn. objęci pięcioma wyróżnionymi w badaniu wymiarami cyfrowego monitorowania i zarządzania) byli w największym stopniu pozbawieni autonomii, elastyczności i mieli najniższe dochody. Paradoksalnie, w podobnej sytuacji byli ci pracownicy, którzy w żadnym stopniu nie byli objęci tymi technologiami. Tym jednak co odróżniało „w pełni splatformizowanych” od niewykorzystujących narzędzi cyfrowych był poziom stresu. Najwyższy spośród wszystkich kategorii był wśród „splatformizowanych”, a najniższy – wśród nie wykorzystujących narzędzi cyfrowych.
Wykorzystanie wyżej przedstawionych technologii może prowadzić do wzrostu ekonomicznej efektywności. Jednak w konkretnych przypadkach może prowadzić również do pogorszenia jakości pracy. Ponieważ technologie te zarówno odzwierciedlają, jak i wzmacniają asymetrię władzy między zarządzającymi a pracownikami, proces ich wdrażania na masową skalę powinien wiązać się z odpowiednią czujnością i potencjalnymi regulacjami po stronie instytucji ochrony pracowników.

(Filip Leśniewicz)
64,5 proc. dorosłych Polaków zmaga się z otyłością lub nadwagą
4,86 proc. PKB Polski będą stanowić ekonomiczne koszty otyłości i nadwagi w 2060 r.
8 proc. rocznego budżetu państw OECD będzie wydawane na leczenie powikłań otyłości
Problem otyłości i nadwagi dotyka już 64,5 proc. dorosłych Polaków – 26,8 proc. z nich to osoby otyłe, a 37,7 proc. – osoby z nadwagą. Takie niepokojące dane, opublikowane w październiku 2025 r. przez Narodowy Fundusz Zdrowia, pochodzą z analiz obejmujących 13,4 mln dorosłych pacjentów POZ, dla których obliczono wskaźnik BMI w celu oceny skali zjawiska.
Otyłość i nadwaga są nie tylko palącym problemem zdrowotnym, ale także znaczącym obciążeniem dla całej gospodarki światowej. W badaniu przeprowadzonym na podstawie danych ze 161 krajów oszacowano, że w 2019 r. ekonomiczne koszty otyłości i nadwagi stanowiły 2,19 proc. światowego PKB, przy czym Stany Zjednoczone odpowiadały za blisko 38 proc. światowych kosztów związanych z tym zjawiskiem. Zakładając, że obecny trend się utrzyma, do 2060 r. koszty otyłości i nadwagi wzrosną globalnie do 3,29 proc. PKB. Udział tych kosztów w PKB UE wzrośnie z 2,16 proc. w 2019 r. do 3,02 proc. w 2060 r.
W Polsce ekonomiczne koszty otyłości i nadwagi w 2019 r. wyniosły 2,58 proc. PKB. Do 2060 r. prognozuje się ich wzrost do 4,86 proc. PKB, co uplasowałoby Polskę na 2. miejscu w zestawieniu państw członkowskich UE, zaraz po Bułgarii, której koszty, według szacunków, osiągną aż 7,08 proc. PKB.
Co istotne, największy przyrost całkowitych ekonomicznych kosztów otyłości i nadwagi skoncentrowany będzie w krajach o niskich i średnich dochodach, w których mogą wzrosnąć w niektórych przypadkach nawet 25-krotnie. Wynika to z zachodzących w nich dynamicznych przemian społeczno-ekonomicznych, obejmujących intensywną urbanizację, zmianę charakteru pracy na biurową czy spadek poziomu aktywności fizycznej. Ponadto, w tych krajach dominuje dieta wysokokaloryczna, obfitująca w tłuszcze, cukry i sól, natomiast uboga w wartościowe składniki odżywcze.
Otyłość i nadwaga są narastającym wyzwaniem dla finansów publicznych. Szacunki wskazują, że w latach 2020-2050 kraje OECD przeznaczą nawet do 8 proc. swoich budżetów zdrowotnych na leczenie powikłań otyłości. Reagując na skalę problemu państwa coraz częściej sięgają po narzędzia polityki publicznej, jak opodatkowanie, etykietowanie żywności czy interwencje społecznościowe. Przykładem takich rozwiązań są podatki od produktów o wysokiej zawartości tłuszczu, cukru i soli (HFSS), obowiązujące w różnych formach w dwunastu państwach członkowskich UE. Komisja Europejska rozważa obecnie ich harmonizację na poziomie całej Wspólnoty.

(Hubert Pliszka)

